Chociaż cechą charakterystyczną chili jest ostrość, to walory smakowe nie powinny być pomijane. Smak świeżego chili jest całkowicie odmienny od suszonego, podobnie jak smak świeżych pomidorów różni się zupełnie od tych wysuszonych na słońcu. W czasie suszenia, zwykle na słońcu, karmelizacja cukrów i inne zmiany chemiczne tworzą bardziej złożone smaki. Świeże chili posiadają wyraźną pikanterię i słodycz, suszone chili natomiast niesie pełną, owocową, rodzynkową słodycz wraz z mniejszym lub większym posmakiem tytoniu i dymu. Za „ogień” we wszystkich rodzajach chili, czy to ostrych czy łagodnych, odpowiedzialny jest bezbarwny, pozbawiony smaku i zapachu związek chemiczny znany jako kapsaicyna, przeliczaną na jednostki Scoville’a, dla przykładu papryczka habanero ma ich pól miliona. A co jeśli przesadzimy - otóż do dania możemy dodać pokrojonego ziemniaka (usuwamy po ok 30 min) cukier, śmietanę lub mleko kokosowe, niestety na niewiele się to zda, ale warto próbować, natomiast usunięcie palącego żywym płomieniem ognia z ust - wbrew panującej opinii nie przepijaj wodą, piwem ani winem. Zamiast tego, spróbuj ugasić płomień poprzez zjedzenie ryżu, chleba lub tortilli. Te delikatne, bogate w skrobię produkty pomogą usunąć pikantne oleje. Najszybszą ulgę przyniesie łyżeczka cukru. Mleko – zawierające kazeinę, białko które dosłownie wychwytuje kapsaicynę – również pomoże ugasić ogień. Raita, danie z jogurtu i ogórka, popularne w kuchni indyjskiej, spełni tę samą funkcję.
300 g długich chilli
4 ząbki czosnku
1 łyżeczka soli
250 ml octu winnego
2 łyżki brązowego cukru
4 łyżki przecieru pomidorowego
1. Chilli i czosnek drobniutko siekamy, umieszczamy w słoiku, zalewamy octem z solą i odstawiamy na noc, chilli zamarynują się i staną się mniej ostre
2. Przenosimy zamarynowane chilli, wraz z octem, do rondelka, dodajemy cukier i zagotowujemy, zmniejszamy ognień i gotujemy ok 5 minut, sos zgęstnieje, dodajemy przecier
3. Przenosimy całość do blendera i miksujemy na pure, studzimy
4. Przechowujemy w słoiku w lodówce do 4 tygodni
Uszczęśliwianie rodziny jedzeniem z samego rana? Mając na to czas to wielka satysfakcja, ale nawet nie dysponując duża dawką leniwego poranka można zaskoczyć domowników chrupiącą bułką na śniadanie, wystarczy dobrze zorganizować się przed pójściem spać, a rano wymknąć się chwilę wcześniej z łóżka, by potem wskoczyć do niego jeszcze na ok 40 minut, później to już trzeba nastawić piekarnik, uruchomić ekspres do kawy i rozprawić się z poranną prasą. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie poranki możemy zafundować sobie właściwie tylko w weekend, warto więc je celebrować i dobrze przygotować śniadanie. Jest jedno "ale", zabawa w domowe wypieki bardzo uzależnia, co więcej może się okazać, że Wasza rodzina nie będzie już chciała wziąć do ust innego pieczywa poza Waszym własnym wypiekiem, i tutaj mamy problem ;) Miłego wypiekania, bułeczki są pyszne.
Komentarze