Sięgając po rabarbar, lub inaczej - rzewień, nie sposób mi odciąć się od dziecięcych wspomnień, tak bardzo to warzywo jest spójne z z nimi, że widząc stosy czerwonych łodyg na staranie, czuję cierpki smak łodygi pałaszowanej wprost z grządki. Ci z Was, którzy śledzą moje wpisy z pewnością pamiętają, że wiele wspomnień odnosi się do ogródka babci, to właśnie tam zaprzyjaźniałam się z warzywami i owocami, zakładałam swoje pierwsze grządki, uprawiałam kwiaty i.... chwasty ;) Niestety chyba za mocno skupiłam się na jedzeniu bo uprawa roślin mi mocno nie wychodzi, jestem w stanie zamordować nawet kaktusa, sama już nie wiem czy w związku z brakiem czy nadmiarem wody. Rabarbar z ogródka mojej babci jadłam na surowo i tamten mi bardzo smakował, wszystko co stamtąd trafiało do domu miało swój konkretny smak, ogórki, pomidory, truskawki, porzeczki, tych czarnych nie znosiłam, wielkie czereśnie z robakami (bo nie pryskane) kwaśne wiśnie i genialne węgierki. Dziś trudno mi pogodzić się z tym, że w...
Kulinarny blog o prawdziwym jedzeniu. Kuchnie Świata, Kuchnia fusion.